Nie mam pleców, ale mam pomysły!
Często się słyszy, że ktoś coś osiągnął jedynie dzięki rodzinnym koneksjom. Czasami jest to prawda, ale niekiedy może to być jedynie bezpodstawne i krzywdzące oskarżenie.
Zawód, który zawsze chciałam wykonywać, wiąże się ściśle z występowaniem przed ludźmi. Przez cały okres kształcenia czyniłam ku temu niemałe przygotowania i chyba nie szło mi aż tak źle. Na pewno nie w porównaniu z niektórymi kolegami, którzy potrafili tylko spalić buraka i wydusić z siebie „eee, yyy”, po czym dukali coś pod nosem z twarzą w notatkach. A jednak to właśnie kilka takich osób pracuje dzisiaj w zawodzie ze względu na rodzinne koneksje. Ja muszę zajmować się czymś zupełnie innym.
Nie mam pleców, ale mam pomysły
Mam ich mnóstwo. I choć dwoiłam się i troiłam – w niczym mi to nie pomogło. Być może w tym przypadku wina spoczywa właśnie na mnie. Jednak jak wiele jest osób utalentowanych, które są pomijane na rzecz znajomych dyrektorów i kadrowców? Podobno „kolesiostwo” jest wszędzie. To jeden z powodów, dla których Jerzy Tchórzewski, projektant z Krakowa, rozpoczął akcję „Nie mam pleców, mam pomysły”. Idea jest świetna – zatrudniajmy ludzi kreatywnych i utalentowanych. Naprawdę bardzo podoba mi się ten pomysł. Jak może w pracy czuć się osoba, która została zatrudniona tylko „po znajomości”? Pozwolę sobie odpowiedzieć – mam nadzieję, że okropnie!
Jednak jest też druga strona medalu, którą często przyćmiewa nam własna frustracja.
Mam plecy – i co z tego?!
Zanim zaczniemy bluzgać na koleżankę za to, że dostała kierownicze stanowisko tylko dlatego, że jej dalszy krewny jest właścicielem całego przedsiębiorstwa, zastanówmy się nad jednym – co ona tak naprawdę potrafi? Fakt, iż ktoś dostał posadę u bliskiej osoby wcale nie oznacza, że się nie nadaje. Bardzo często ciężko jest nam przyznać, że ktoś był od nas po prostu lepszy. Wolimy oznajmić wszem i wobec, że to wujek ją zatrudnił. Fakt posiadania koneksji wcale nie umniejsza czyjegoś talentu. Nie mówiąc już o tym, że kto z nas tak naprawdę nie skorzystałby z możliwości, które podsuwa nam życie? Jeśli mój tata byłby lekarzem, a ja z pasją studiowałabym medycynę, stając się świetnym specjalistą, to powinnam odrzucić pracę w renomowanym szpitalu tylko dlatego, że to on jest tam ordynatorem? Mam szukać świetnego szpitala w innym kraju, aby nikt nie oskarżył nas o nepotyzm? Tak zwane „kolesiostwo” bezsprzecznie znajduje się w moim słowniku pod hasłem „nieetyczne”. Jednak trzeba to hasło rozwinąć o dodatkowe wyjaśnienia. Bo można mieć i plecy i pomysły.
Znajomość znajomości nierówna
Przez całe swoje szkolne życie brałam udział w zajęciach teatralnych. W szkole średniej okazało się, że koło teatralne to klub zamknięty – przeprowadzano przesłuchanie, które miało wyłonić członków grupy. Mogły się dostać wyłącznie dwie osoby. Przygotowywałam się do tego castingu długo i sumiennie. Wypadłam średnio. Było jednak kilka osób, które okazały się naprawdę wspaniałe. Nie zdziwiłabym się, gdyby już dawno skończyli jakieś szkoły aktorskie. Jednak co z tego, skoro do koła dostała się siostra przewodniczącego i jej chłopak? Nadmienię, że oni nie wzięli udziału w żadnym przedstawieniu przez całe trzy lata.
Od tego czasu pałałam nienawiścią do jakichkolwiek „znajomości”. Do czasu. Znacie ten ból, gdy na studiach przychodzi czas na ten NAJGORSZY egzamin. Na każdym kierunku jest jakaś kosa, która wyżyna połowę roku. Tak się złożyło, że nasza „kosa” była ciocią jednej ze studentek. W związku z tym wszyscy zawistni uznali, że owa dziewczyna na pewno zda egzamin „po znajomości”. I choć ta studentka uczyła się pilnie, a z ową ciocią i tak nie rozmawiała (to ta część rodziny, którą widujemy tylko na pogrzebach), to i tak wszyscy wciąż wypominali jej to powiązanie. Absurd.
Doszłam wtedy do wniosku, że nie obchodzi mnie, jak się tu dostałeś, tylko co z tym dalej zrobisz. Mam nadzieję, że i wy zmienicie podejście do niektórych spraw. Wtedy żyje się łatwiej i spokojniej
Oj tam, ja tam wole mieć pomysły niż plecy – tylko czasem mam ich trochę za dużo, a to też nie dobrze (tysiąc myśli jeden chaos)- swoją drogą polecam spisywanie ich w czerwonym zeszycie. Nie masz pleców – no worries! Przeszkody wzmagają kreatywność 😛 . A na starość będziesz miał o czym opowiadać wnukom.
Artykuł świetny. Otwiera oczy. Mi kiedyś też zarzucano, że dostałam pracę dzięki znajomościom… To była przykra sytuacja, ale nie dałam się! Robiłam swoje i teraz mam super pracę 🙂
prędzej czy później czas pokazuje, kto co umie. Mnie też odpychano z powodu mojego rzadkiego talentu i tego że byłam z biednej rodziny, zawsze liczyli się bogatsi i lizusy w szkole. A teraz mam satysfakcję że ich urażam tym ze się wybiłam bardzo jak na dziewczynę, co na swoje życie zarabiała głównie zbierając jagody i pochodzi z biednej rodziny 🙂
aaa tam się przejmować, dobrze że my i osoby które nas znają i znają naszą drogę życiową wiedzą ile jesteśmy warci.
Ludzie zawsze będą gadać, że „po znajomości”, gdy okaże się ze ktos jest najzwyczajniej w swiecie od nich lepszy. Po prostu zwykla ludzka zazdrosc, nie ma sie co przejmowac i tak jak pisze autorka, najwazniejsze to robic swoje. 🙂